wtorek, 28 grudnia 2010

Wielka wyprawa do greckiej Larissy :-)

W zeszłym roku byliśmy w małej miejscowości Stomio, położonej na Riwierze Tesalskiej w środkowej Grecji. Od razu narodziło się pytanie, gdzie się stąd wyrwać :-). Mimo kilku propozycji wycieczek fakultatywnych, oferowanych przez miejscowe biuro podróży, zdecydowaliśmy wybrać się gdzieś samodzielnie. Wybór padł na najbliższe miasto Larissę, oddalone o 50 km. Mimo, że miasto ma raczej charakter przemysłowy i nie ma do zaoferowania wielu atrakcji turystycznych, jednak można tam miło spędzić czas, podziwiając lokalny typ zabudowy oraz typowo grecki klimat. Jednak głównym powodem wybrania się tam był rozgrywany wówczas mecz drużyny piłkarskiej AEL Larissa z Olimpiakosem Pireus. Nas jako zapalonych kibiców piłkarskich nie trzeba było więc dodatkowo zachęcać. Do Larissy wyruszyliśmy wcześnie rano  i po godzinie jazdy autobusem komunikacji publicznej dotarliśmy na miejsce.
Szybki rzut oka na dworzec autobusowy i od razu zauważyliśmy nowoczesny autokar, którym podróżują na swoje mecze wyjazdowe piłkarze AEL Larissa. Jeszcze szybszy rzut oka na rozkład jazdy i okazało się że ostatni autobus powrotny tego dnia odjeżdżał już o godzinie 17, a mecz zaczyna się dopiero o 21. Następny autobus odjeżdżał o 5 rano kolejnego dnia, więc noc przyszło nam spędzić w miejskim parku.
Jednak koniec sierpnia w Grecji pozwala na tego typu akcje :-)
W pierwszej kolejności udaliśmy się do centrum w poszukiwaniu atrakcji turystycznych.

Po kilku chwilach naszą uwagę przykuł budynek z daleka przypominający tureckie wpływy w Grecji.
Chwilę później okazało się że w budynku znajduje się muzeum archeologiczne. Po zapytaniu o cenę wstępu pracownik machnął ręką żebyśmy nie zawracali mu głowy i weszli za friko :-) Podczas całego pobytu parę razy okazało się, że słynne powiedzenie "za darmo umarło" nie zawsze ma zastosowanie na greckiej ziemi :-)
Muzeum było niewielkie, ale za to zawierało ciekawe eksponaty archeologiczne wykopane na okolicznych terenach. Przy okazji wielu prac związanych na przykład z modernizacją sieci kanalizacyjnej można natrafić na prawdziwe skarby historii.
Po drugiej stronie ulicy znajdował się mały prawosławny kościół szczelnie otoczony zabudową miejską.
Po dalszym zwiedzaniu natrafiliśmy z kolei na prawosławny cmentarz, który wyglądem odbiegał znacznie od tradycyjnych polskich nekropolii. Przede wszystkim rzucała się w oczy biel pomników oraz dekorowanie ich muszelkami.
Jako że upał dawał się już porządnie we znaki postanowiliśmy udać się do miejskiego parku, gdzie zresztą usytuowany był główny obiekt naszej trasy czyli stadion :-)
Po dotarciu na miejsce okazało się, że nawet rzeka nie wytrzymała tego upału i najzwyczajniej w świecie uschła, a dno pokryło się zielonym szlamem.
Sam park, mimo że niewielki był bardzo sympatyczny i co najważniejsze stanowił oazę cienia w tym upale.
Po kilku godzinach odpoczynku nieuchronnie zbliżała się pora meczu, o czym najlepiej świadczył wzmożony ruch na ulicach spowodowany zarówno samym meczem jak i zakończeniem niedzielnej sjesty. Jak to bywa przed meczem w okolicach stadionu nie mogło zabraknąć policji, która jednak wydawała się bardziej "lajtowa" niż ta w Polsce.
Wszystko fajnie ale została godzina do meczu, a my nie mamy jeszcze biletu i co najgorsze nie wiedzieliśmy ile kosztują najtańsze z tego względu, iż cennik jeszcze nie istniał. Na szczęście po kilku dalszych minutach starszy pan kręcący się przy kasie stadionu wyciągnął kartkę, długopis i w ten sposób powstał cennik :-)
Najtańszy bilet kosztował 17 euro, natomiast najdroższy 70 euro co jak na greckie warunki było dużą kwotą.
Sam mecz zakończył się zwycięstwem drużyny z Pireusu, która była zdecydowanym faworytem tego spotkania.
Niestety ze względów bezpieczeństwa mecz odbył się bez udziału kibiców gości.
W trakcie spotkania po bieżni przechadzała się maskotka klubowa :-)
Po zakończeniu meczu "zwykli ludzie" udali się do domów, ewentualnie do pobliskich knajpek, natomiast my z kilkoma euro w kieszeni przeznaczonymi na bilet powrotny wróciliśmy do wcześniej wspomnianego parku, by na tamtejszej ławce spędzić noc :-)
O dziwo nie byliśmy tam jedynymi ludźmi, gdyż praktycznie przez całą noc ktoś spacerował z psem(!) lub biegał :-)
Około 4 rano, mając godzinę do odjazdu autobusu udaliśmy się w kierunku dworca. Jakież było nasze zdziwienie, gdy spotkaliśmy grupkę około 10 osób która wciąż analizowała na ławce zakończony 6 godzin wcześniej( dnia poprzedniego!) mecz. Wrażenie niezapomniane i dobitnie świadczące o tym, iż fanatyzm piłkarski nie zna granic :-)
W autobusie powrotnym byliśmy jedynymi pasażerami, co ciekawe kierowca był równocześnie dostarczycielem gazet. Wyglądało to w ten sposób, iż podjeżdżał na pusty przystanek w danej miejscowości, otwierał drzwi, wyrzucał pęk związanych gazet i ruszał przed siebie :-)
Na zakończenie prosimy o komentarze i równocześnie o przysyłanie własnych opisów odbytych lub planowanych wypraw na adres spokowycieczki@wp.pl


pozdrowienia

Kilka zdań na dobry początek:-)

Drodzy Czytelnicy! Jeżeli interesuje Was podróżowanie, to trafiliście pod właściwy adres. Blog ten powstał z myślą o ludziach, którym standardowa oferta biur podróży już nie wystarcza i chcieliby odwiedzić mniej znane miejsca. Ktoś powie, że w dobie zanikających granic, rozbudowanego rynku turystycznego można już pojechać wszędzie. Może i tak, ale czy byliście na przykład zimą na nartach w Grecji? Mieliście okazję odwiedzić Belgrad czy choćby spędzić tydzień w górach Macedonii? Nie każdy ma przecież możliwości, chęci i odwagę zorganizować sobie samemu tego typu wycieczkę. 
Idea strony jest następująca: chcemy, abyście to Wy Czytelnicy współtworzyli tego bloga poprzez nadsyłanie nam propozycji miejsc, do których chcielibyście pojechać w przyszłości lub zdjęć i opisów tych zakątków świata, w jakich już byliście, a które zorganizowaliście na własną rękę. Oczywiście mogą to być teksty zarówno z wycieczek krajowych, jak i zagranicznych. Wszystkie Wasze propozycje przysyłajcie na adres: spokowycieczki@wp.pl. Postaramy się zamieścić na blogu wszystkie sensowne wypowiedzi:-).